Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozory mylą

Redakcja
Tomasz Czachorowski
Zawsze powtarzam, że nigdy nie chciałabym być żoną sportowca, bo to ciężkie zadanie. Sportowcy są indywidualistami, a to z czasem przechodzi w egoizm - z Aleksandrą Klejnowską-Krzywańską*, polską sztangistą, rozmawia Dominika Kucharska.

Wyciska Pani na ławeczce?
Nigdy. To idzie w bicepsy i w biust. Po co mi to?

A ile dziś Pani podniosła?
Niedużo. Jakieś sto kilo.

I mam uwierzyć, że kobieta podnosząca sto kilo ma problem z odkręceniem słoika!
To prawda (śmiech). Nawet dziś prosiłam, żeby babcia odkręciła słoik, bo chciałam, żeby dała dzieciom kompot. Mam słabe nadgarstki. Jak na zawodach ucieka mi rwanie, to znaczy, że ucieka mi uścisk. Słoiki to niejedyny problem. Nie mam siły nosić toreb ze swoim sprzętem. Jak jeździłam na obozy treningowe, to mąż musiał pomagać. Nie ma też co na mnie liczyć przy przestawianiu mebli. Ale za to świetnie idzie mi koszenie trawy.

W grudniu ubiegłego roku urodziła Pani drugie dziecko. Ten dzisiejszy trening jest jednym z pierwszych?
Tak, dopiero wracam. Kolejny raz miałam cesarkę. Nie chciałam się spieszyć. Po drugim dziecku zaczęłam trenować trochę później i chyba wychodzi mi to na lepsze. Nieraz trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby zrobić jeden duży krok do przodu. Liczę, że w październiku wystąpię na mistrzostwach Polski.

Decyzja o zostaniu mamą była trudna? Dla wielu sportsmenek oznacza to koniec
kariery.

Nie, bo z mężem bardzo chcieliśmy zostać rodzicami. Plan był taki, żeby wystartować
na olimpiadzie w Pekinie i pożegnać się ze sztangą. Ale w Bydgoszczy zaproponowano
mi pracę, powiedzieli, że uwzględnią przerwę na ciążę i urlop macierzyński. To mnie tak miło zaskoczyło, że miałam chęć wrócić. Pozwolili mi spełnić się jako kobiecie, bo przychodzi taki moment w życiu, że chce się zostać matką. Sportowcy nie są pod tym względem inni. Poza tym byliśmy już z mężem blisko 8 lat razem, więc chcieliśmy to jakoś rodzinnie sfinalizować. No i wyszło. Na drugie dziecko poczekaliśmy do kolejnej olimpiady. Teraz powoli wracam do treningów. Te powroty są mi potrzebne. Przy pierwszej i drugiej ciąży sporo przytyłam. Po tylu latach ćwiczeń nie byłam przyzwyczajona do tego, żeby mieć tłusty brzuch.

Będąc w ciąży chwytała Pani za sztangę?
Nie. Od razu rezygnowałam z treningów.

Pytam dlatego, że w zeszłym roku Internet obiegły zdjęcia amerykańskiej kulturystki, która podnosiła ciężary będąc w ósmym miesiącu ciąży. Lekarze zalali ją falą krytyki.
Bo tu nie ma żartów. Dyscyplina, którą uprawiam, jest specyficzna. Mając tego świadomość, ja bym się nie zdecydowała na coś takiego. Dziecko to za duża odpowiedzialność.

Dziecko to także życiowa rewolucja, natłok myśli. Pani postanowiła przelać je na papier i zaczęła pisać książkę.
Tak, to było przy pierwszej ciąży. Zaczęłam pisać jeszcze zanim syn został poczęty. Nie skończyłam jej, bo ona nie może mieć jeszcze zakończenia. Sama nie wiem, jak dokładnie określić tę książkę. To nie pamiętnik, a raczej opis wielkiej miłości do dziecka, którego się oczekuje.

Silna sztangistka nie kojarzyła mi się z artystyczną duszą. A tu takie zaskoczenie…
No tak, pozory mylą. Mam nawet dzienniczek wierszy własnego autorstwa. Bardzo lubię pisać.Generalnie lubię wyżywać się artystycznie. Jak maluchy śpią, to potrafię wyciągnąć kolorowankę, czy wycinankę starszego syna i tak się relaksuję.

Zdziwiłam się też czytając, że o mały włos, a zostałaby Pani aktorką.
To było moje ogromne marzenie! Miałam w planach szkołę teatralną. Od najmłodszych lat ciągnęło mnie do występowania przed innymi. Chodziłam na scholkę, na śpiewy, potem był taniec nowoczesny z akrobatyką. Moja grupa odnosiła spore sukcesy, co dla ambitnego dziecka stanowiło najlepszą nagrodę. Myślałam, że z tym zwiążę swoją przyszłość.

Tymczasem brat zaprowadził Panią na siłownię...
To było wtedy, gdy z rodzicami przeprowadziliśmy się do większego mieszkania. Było
nas dużo, mam jeszcze trzech braci i siostrę. Mój średni brat najpierw sam zaczął chodzić na siłownię. Był nastolatkiem, chciał trochę popakować, podobać się dziewczynom. Ale to nie była taka zwykła siłownia, a sekcja podnoszenia ciężarów. Trenerem był dawny kolega mojego taty, jeszcze z czasów PGR-ów. Wyszła informacja, że dziewczyny też podnoszą, a zbliżają się mistrzostwa Polski. Poszłam z bratem. Trenowałam niecałe dwa tygodnie. Zabrali mnie na te mistrzostwa. Na rozgrzewce podeszłam do jakiejś dziewczynki, żeby raz jeszcze mi pokazała, jak to się robi, bo ja zaraz wychodzę na pomost, a dopiero się uczę (śmiech). Wróciłam z brązowym medalem w kategorii do lat 16. Potem okazało się, że tą dziewczynką, która mi pomogła, była córka trenera kadry. Opowiedziała o mnie swojemu trenerowi i ten na rok wziął mnie na próbę. Zgodziłam się i tak zostałam.

A nie było żal tego tańca?
Pewnie, że tak, ale w ciężarach szło mi coraz lepiej. Moja mama też trochę żałowała. Myślała, że córka zostanie artystką. Sama miałam obawy, na przykład takie, że będą zbyt umięśniona. Bo mimo że nie ćwiczę na mięśnie, to one są, ale przy takim sporcie nie ma się co dziwić. Pocieszające jest to, że przez ciążę mięśnie zanikają. Natomiast, jeśli chodzi o taniec, to nie jest tak, że ja zupełnie o nim zapomniałam. Jak babcia zajmie się dziećmi, to idziemy z mężem na dyskotekę. Na YouTube wciąż można znaleźć zabawny filmik z Basią Bonk - żoną Bartka Bonka i ze mną w rolach głównych. Ona też kiedyś tańczyła i wzajemnie nauczyłyśmy się elementów stylów, które trenowałyśmy. Wymyśliłyśmy układ i na mistrzostwach Europy w ciężarach, między rwaniem a podrzutem Agaty Wróbel, dałyśmy pokaz (śmiech).

Pochodzi Pani z Legnicy. Jak się dorastało na Dolnym Śląsku?
Kocham to miejsce. Powtarzam, że sercem zawsze będę tam. Na Dolnym Śląsku miasta
są specyficzne, nie przypominają tych w innych częściach Polski, chociaż teraz to się coraz bardziej ujednolica. Nie pochodzę z bogatej rodziny. Jestem nauczona żyć i w lepszych, i w gorszych warunkach. To się przydaje w sporcie, bo moja dyscyplina jest ciężka, nie tylko dosłownie. Każdy sport indywidualny to ogromne obciążenie psychiczne. W ciężarach walczy się ze sobą. Całe szczęście mam silną głowę, odporną na stres.

Taka silna osobowość potrafi onieśmielać mężczyzn. Pani obecny mąż miał z tym problem?
Chyba nie. Poznaliśmy się na mistrzostwach świata w Warszawie, a tak dokładnie to
na dyskotece… Byliśmy młodzi. Ja miałam 20, a Piotr 22 lata.

Poprosił do tańca, postawił drinka?
Nie. Wracaliśmy jedną taksówką do tego samego hotelu. Okazało się, że to brat mojego lekarza sportowego. Zaiskrzyło, a on miał gadane (śmiech). Potem było kilka spotkań, zbiegów okoliczności… Jesteśmy razem już od 12 lat.

Kawał czasu.
To prawda. Śmieszna z nas para - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Cały czas oglądamy mecze. W domu króluje sport. Jak dzieciaki zasną, to idziemy do sąsiadów pograć w siatkę. Trafiłam na wyrozumiałego mężczyznę, choć tak samo upartego jak ja. Zawsze powtarzam, że nigdy nie chciałabym być żoną sportowca, bo to ciężkie zadanie i się udało. Mąż jest funkcjonariuszem straży granicznej. Sportowcy są indywidualistami, a to czasem przechodzi w egoizm. Jednak w sporcie im większym jest się indywidualistą, tym osiąga się większe sukcesy. Charakter musi być.

Pani też jest taka charakterna?
Nie jestem łatwym człowiekiem, chociaż teraz już bardziej panuję nad emocjami. Dzieci przećwiczyły mnie w tym doskonale, ale za młodu potrafiło mnie ponieść. Pamiętam jak przegrałam złoto wagą ciała. Już odbierałam gratulacje, a tu nagle coś takiego. Potrafiłam wtedy nie podejść na podium, nie podać ręki. Taka obrażona byłam może 10 minut i wtedy lepiej było się nie zbliżać, ale potem to przechodziło Nie dziwię się sportowcom, którzy po porażce coś tam odburkną. Na zawodach adrenalina buzuje, bo człowiek sam nie może sobie z tym poradzić.

Przy trenerze te emocje gasły, czy zdarzało się, że powiedziała Pani parę słów za dużo do niego?
Oj, na trenerze też potrafiłam się wyżyć. Potem, jako że wolę pisać niż mówić, wysyłałam mu listy przepraszające z czekoladkami. Jak sobie przypomnę, jaka potrafiłam być trudna, to do dziś mi wstyd. Doświadczenie zmienia człowieka.
Trafił mi się uparty syn, który, gdy coś jest nie po jego myśli, to potrafi się nie odzywać do nas przez trzy dni (śmiech). Kumulacja charakterów rodziców daje się we znaki. Trudno jest wychować dzieci, ale taka rodzina to dla mnie największy sukces.

A nie te wszystkie medale?
To też ważne, ale rodzina jest ważniejsza. Z moim naprawdę ciężkim charakterem trafić na męża takiego, który jest bardzo rodzinny, potrafi się zająć dziećmi, to sukces. Moje dzieciaki też są świetne. Z marzeń sportowych nie zrealizowałam i już pewnie nie zrealizuję jednego - medalu na igrzyskach olimpijskich. Uzbierałam wiele innych, ale tego mi brakuje.

Jak odbiera się złoto?
Sam występ mnie nigdy nie stresuje. Jak w czymś jestem dobra, to chcę to pokazać.
I potem jak stoi się na najwyższym podium w dresie z orzełkiem to… Czasy są jakie są, ale dla mnie reprezentowanie Polski to zawsze będzie powód do dumy.

Po zakończeniu kariery przyjdzie czas na bycie trenerką?
Już mam papiery na trenera, instruktora, sędziego. Pokończyłam te kursy w trakcie jednej i drugiej ciąży. Bardzo chciałam też skończyć kurs aerobiku, ale teraz mam inny pomysł…

…„Taniec z gwiazdami”?
Tam mnie jeszcze nie zaprosili, chociaż bardzo bym chciała (śmiech)! Tak serio to marzę, żeby kiedyś wynająć pustą halę. Napakować do niej mnóstwo kolorowych gąbek, materaców, drabinek i stworzyć miejsce, gdzie rodzice będą przychodzić z dziećmi na zajęcia ogólnorozwojowe. Nie basen z kulkami, który znajdzie się wszędzie, ale coś więcej. Byłoby tam kilku trenerów. Ja mogłabym uczyć gimnastyki, ktoś inny wspinaczki, a jeszcze inny zabaw z piłką. Wiem, że coś takiego funkcjonuje w Warszawie. Nie mam jeszcze biznesplanu, ale takie coś mi się marzy.

*Aleksandra Klejnowska-Krzywańska

Sztangistka, zawodniczka Zawiszy Bydgoszcz. W kategorii do 58 kg mistrzyni świata i Europy oraz była rekordzistka Europy. Ma męża Piotra i dwóch synów - czteroletniego i 9-miesięcznego. Uwielbia pisanie i taniec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!