Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Masłowski do pomocy Zawiszy [komentarz po Ruchu, przed Pogonią]

Marek Fabiszewski
Kapitan Kamil Drygas „wprowadza” Michała Masłowskiego ponownie do zespołu Zawiszy. Przyda się kolejna para nóg na pokładzie.
Kapitan Kamil Drygas „wprowadza” Michała Masłowskiego ponownie do zespołu Zawiszy. Przyda się kolejna para nóg na pokładzie. Dariusz Bloch
Znowu byliśmy z wizytą na Gdańskiej. I jeszcze... w Sztokholmie oraz hiszpańskiej Ponferradzie. Dlaczego tam? Więcej o tym w tekście mojego cotygodniowego komentarza. Jest o piłce nożnej, żużlu i kolarstwie.

Dwa pozytywy sobotniego meczu Zawiszy z Ruchem, to na pewno remis 1:1, czyli pierwszy zdobyty punkt piłkarzy z Gdańskiej od 20 lipca, kiedy to na inaugurację ligowego sezonu pokonali Koronę Kielce 2:0, i powrót na boisko po półrocznej przerwie Michała Masłowskiego.

- Ten pierwszy raz po przerwie zawsze jest trochę niepewny, ale krok po kroku i będzie coraz lepiej - mówił po meczu pomocnik.

Jeśli nawet „Masełko” za jakiś czas odejdzie (prawdopodobny kierunek - Legia), to na razie może pomóc sobie i Zawiszy. Już pół godziny z Ruchem pokazało, jak wiele znaczy dla zespołu.

Zawiszanie na razie punktują tylko u siebie, a z 30 możliwych do zdobycia oczek, uzbierali cztery, czyli uciekło 26. Pozostało 20 meczów, po których będziemy wiedzieć, czy Zawisza zagra w grupie mistrzowskiej, czy w spadkowej.

Rozmyślania o tej pierwszej wywołują zapewne uśmieszek na twarzach kibiców, zwłaszcza tych spoza Bydgoszczy. Ale kto to wie, może wiosną trzeba będzie się odwołać do przysłowia: ten się śmieje, kto śmieje się ostatni?

Mecz z Ruchem miał być meczem na przełamanie. I takim był, choć połowicznie. Niedawno pisałem, że Zawiszy - w kontekście wyników, przegranych ośmiu z rzędu meczów - nie leży żaden rywal.

Ale jeśli ktoś pomyślał, patrząc w tabelę, że Ruch jest właśnie pierwszym dogodnym rywalem, to warto przypomnieć, że w ubiegłym sezonie na trzy mecze bydgoszczanie przegrali z chorzowianami komplet (0:1, 0:3, 1:3).

No tak, ale wtedy Ruch był zupełnie innym zespołem, a Jan Kocian co tydzień był wychwalany pod niebiosa (dziś gra z ultimatum, jest na wylocie). A Zawisza? Też odmieniony, choćby personalnie, a piłkarze po serii niepowodzeń, pod presją, robią wszystko, aby się przełamać zwycięstwem.

Momentami wygląda to tak, jak w kasynie, gdy przegrany gracz próbuje od razu odegrać się, zgarnąć całą pulę. A o tym można pomyśleć dopiero po drobnym sukcesie.

Można narzekać na sędziego Pawła Gila z Lublina, że po faulu na Jakubie Wójcickim nie ukarał chorzowianina czerwoną kartką (wszyscy eksperci nie mieli wątpliwości), ale... Czy w ten sposób mamy szukać punktów?

Jak się podnieść (nie tylko z kolan) pokazał w sobotę wieczorem w Sztokholmie Jarosław Hampel, który wygrał żużlową Grand Prix Skandynawii. Wygrał - to mało powiedziane, on po prostu wszystkich swoich rywali zdeklasował. Komplet zwycięstw, a dokładnie siedem, robi wrażenie.

A przecież wcześniej był cieniem żużlowca, jechał ogony, nawet własny klub z Zielonej Góry wypiął się na niego, odstawiając go od składu na pierwszy mecz o brązowy medal. Po sobotniej wiktorii, do której przystąpił chory (!) oczywiście wrócił na niedzielne spotkanie przeciwko tarnowskim „Jaskółkom”.

Dlaczego o tym piszę? Bo to książkowy przykład na przełamanie, którego wypatrują też piłkarze Zawiszy. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że żużel jest sportem indywidualnym, nawet jeżeli jedzie się dla drużyny, że nie można tego porównywać do gry zespołowej, jaką jest niewątpliwie futbol.

I tak, i nie. Bo jednak, jak to u sportowców bywa, wygrywa się w głowie i przegrywa też. Żużlowiec może mieć niezły sprzęt, ale jeśli nie będzie umiał go wykorzystać, oswoić dla własnych potrzeb, to pojedzie w bandę (po bandzie?).

Żeby zostać siatkarskim mistrzem świata (przykład sprzed półtora tygodnia), czy czempionem kolarskim (przykład Michała Kwiatkowskiego z niedzieli), też trzeba mieć poukładane wszystko w głowie, wiedzieć do czego się dąży i spokojnie to realizować. Nie na łapu-capu, ale metodycznie, krok po kroku, najpierw zdobywając na torze punkt, wygrywając etap, strzelając gola, jednego więcej od rywali.

Czy piłkarze Zawiszy pod wodzą Mariusza Rumaka weszli właśnie na tę drogę? Przekonamy się o tym w następnych meczach. Już wyjazd do Szczecina może nam wiele wyjaśnić. Jeśli wygrają, to znaczy, że będzie jeszcze co oglądać.

Na razie trener zabrał ekipę z Gdańskiej na miniobóz do wielkopolskiego Buczu. Żeby wszyscy spojrzeli na siebie z boku i nabrali dystansu. A może po to, żeby zaczęli patrzeć w tym samym kierunku?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!