Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Droga na żużlowy szczyt jest długa, kręta i wyboista

Redakcja
Egzamin na licencję „Ż” zdało w tym roku zaledwie 18 chłopców, ale na przestrzeni ostatnich lat adeptów nie brakowało. W zespołach ligowych prym wciąż jednak wiodą 30-parolatkowie. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego młodzież nie zajmuje miejsca starszych?

Sezon 2014 był najgorszy od lat pod względem liczby nowych żużlowców. Czterokrotnie, z powodu braku chętnych, odwoływano egzaminy na licencje „Ż”. Ostatecznie odbyły się tylko dwa: w Bydgoszczy i Częstochowie. Przystąpiło do nich 25 chłopców, a stosowne certyfikaty uzyskało zaledwie 18 (w tym trzech z Polonii: Patryk Rydlewski, Patryk Sitarek i Arkadiusz Andrzejewski).
[break]

- Dwa-trzy lata temu zdających było więcej. Może mamy po prostu feralny rok? - zastanawia się Roman Jankowski, były zawodnik, a obecnie opiekun młodzieży w Unii Leszno.

Nie ma z kogo wybierać

- Kiedyś, jak ja jeździłem, motocykle były wszędzie. Każdy młody chłopak miał motor. Szczególnie ten mieszkający na wsi, a większość żużlowców właśnie ze wsi pochodziła - wspomina Marek Cieślak, medalista drużynowych mistrzostw świata, obecnie trener kadry seniorów. - Za moich czasów wielu młodych ludzi pasjonowało się motoryzacją i jeździło na motocyklach. Dziś jeżdżą tylko starsi faceci, a młodzi już nie. I to jest problem. Brakuje tego podstawowego zetknięcia się z motocyklem. Jak można kogoś nauczyć czy wychować, skoro mało kto jeździ? A jak nie jeździ na żadnym motocyklu, to jak ma myśleć o maszynie żużlowej?

- Nie ma w kim wybierać. Kiedyś do szkółki zgłaszały się setki adeptów - dodaje selekcjoner. - Nabór był łatwiejszy. Szkolenie już nie, bo o szkolenie kluby dbały tak samo jak dzisiaj, czyli słabo. Kiedyś było pięćdziesięciu chętnych, którym podstawiano dwa motocykle. Czterech-pięciu się przejechało, a potem motocykle nawaliły i cała reszta odchodziła z niczym. Z dużej grupy zawsze się jednak kogoś wybrało.

- Dokładnie tak było. Kiedy zaczynałem, do szkółki zgłosiło się prawie sześćdziesięciu chętnych. Czasami na treningu ktoś się przewrócił, popsuł sprzęt i na swoją okazję musiałem czekać do następnego tygodnia - potwierdza w rozmowie z „Expressem Bydgoskim” Jacek Woźniak, wychowanek Polonii, który aktualnie szkoli bydgoską młodzież. - Warto też dodać, że zanim wykonałem swoje pierwsze próbne kółka, musiałem przez ponad miesiąc myć motocykle starszych kolegów, sprzątać warsztat czy pomagać przy obsłudze meczów. Zresztą później, gdy już regularnie jeździłem w szkółce, czynności te nadal wykonywałem.

Nie chcą się męczyć

Dlaczego teraz tak mało chłopców zgłasza się do żużlowych szkółek?

- Generalnie nie ma problemu braku talentów. Problem jest z tym, że te osoby nie garną się do speedwaya. Kiedyś przychodziły, ale dziś atrakcyjność czarnego sportu maleje. Jest trudny, bo jest w nim hałas, brudne ręce i ogromne niebezpieczeństwo. Dopóki żyliśmy w czasach, gdy nie było wielu rozrywek, kiedy był jeden telewizor na całą kamienicę, jakoś to hulało. Dzisiaj młodzież ma alternatywę i nie garnie się do żużla - twierdzi Cieślak.

- Obecna młodzież nie interesuje się sportem, nie chce jej się męczyć. Świadczy o tym duża liczba zwolnień z lekcji wychowania fizycznego. Kiedy w okresie zimowym prowadzę zajęcia gimnastyczne, 13- lub 14-latek nie potrafi wykonać przewrotu w przód lub w tył - analizuje Woźniak. - Osobna sprawa, że w klubach przeznacza się mało pieniędzy na szkolenie; brakuje kasy na motocykle, kevlary, kaski, buty. O wszystko muszą zatroszczyć się rodzice, a nie każdego na to stać. Rodzice obawiają się także, że zainwestują kilkadziesiąt tysięcy złotych w sprzęt, a ich synowi po kilku treningach minie miłość do żużla.

Co się dzieje z młodzieżą?

Mimo tych trudności, tylko w ostatnich pięciu latach polski speedway wzbogacił się o 136 nowych specjalistów od jazdy w lewo. To całkiem sporo. Dlaczego zatem w ligowych zespołach wciąż przeważają 30-parolatkowie? Dlaczego młodzież nie zajmuje miejsca starszych?

- Zawsze powtarzam, że droga do tego, aby zostać solidnym żużlowcem jest długa, kręta i wyboista. Na początku jest duży zapał. Po uzyskaniu licencji „Ż” i udziale w kilku zawodach, gdy okazuje się, że żużel to ciężki kawałek chleba, entuzjazm mija, a chłopcy się wykruszają - tłumaczy Jacek Woźniak. - W obecnych czasach młodzież ma podane w życiu niemal wszystko na tacy. A w żużlu, gdy zamyka się brama parkingu, jest się zdanym tylko na siebie. Nikt ci nie pomoże. Chłopakom brakuje pokory i samozaparcia. Rezygnują po kilku niepowodzeniach. Zostają tylko nieliczni, ci najbardziej wytrwali.

Źli doradcy i minimalizm

Jacek Woźniak zwraca też uwagę na inne kwestie.

- Wiele zależy od tego, jak młody chłopak jest prowadzony, jacy ludzie się wokół niego znajdują. Najgorzej jak wpadnie pod skrzydła pseudomenedżera - wyjaśnia. - Często pokutuje też minimalizm. Młodzi zawodnicy chcą szybko zarobić i nie inwestują w sprzęt. Kolejność powinna być odwrotna, ale nie każdy to rozumie - kończy szkoleniowiec młodzieży Polonii Bydgoszcz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!