Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Branży potrzeba stabilizacji

Dominika Kucharska
Tomek Czachorowski
Nieraz słyszałem: „Ty to masz fajny biznes. Zawsze będzie potrzebny ktoś od śmieci”. To prawda, ale nie zawsze muszę to być ja. To biznes, w którym nie da się uniknąć niewiadomych - mówi Jacek Fifielski*, szef Corimpu.

Kiedy wpadł Pan na pomysł, że śmieci to dobry biznes?
Zaczynaliśmy w 1992 roku. Zanim się pojawiliśmy, w mieście działało tylko MPO. Branża usług komunalnych była naznaczona cechami rodem z komuny, ale potrzeba zmian narastała. Początkowo Corimp funkcjonował jako spółka cywilna, która po dwóch latach przekształciła się w spółkę prawa handlowego. Byłem wtedy młody, otwarty na to, co nowoczesne. Wcześniej jako Corimp próbowałem sił w handlu, ale to nie wypaliło. Mimo to ciągnęło mnie do biznesu, a młodość dawała mi odwagę, spontaniczność. Byłem gotów podjąć ryzyko biznesowe, którego dziś pewnie bym nie podjął i nie byłoby tego wszystkiego. Nie jest tak, że od początku wiedziałem, że na śmieciach można zarobić. Zauważałem za to, że jest potrzeba wprowadzenia rewolucji w usługach komunalnych, widziałem duże możliwości i wierzyłem, że Corimp sprosta temu zadaniu.

Z jakim sprzętem zaczynaliście?
Na początku dysponowaliśmy małym żuczkiem i jedną śmieciarką. Co prawda sam nie siedziałem za kierownicą, ale pracowników fizycznych zatrudnialiśmy jedynie w niezbędnej ilości - dwóch kierujących i dwóch wrzucających śmieci i odstawiających pojemniki. Dziś firma zatrudnia około setki osób, więc przeskok jest znaczący. Z każdym rokiem się rozrastaliśmy. Nasza pierwsza siedziba mieściła przy ul. ks. Schulza, tam, gdzie dziś jest Cukiernia Sowy. Z czasem zaczęło nam brakować miejsca. Przenieśliśmy się więc na ul. Smoleńską, gdzie mieliśmy do dyspozycji 8 tys. metrów kwadratowych. Pomyślałem, że to już nam wystarczy po wsze czasy, ale się myliłem. Gdy zrobiło się ciasno, trafiliśmy na teren BPPT i mamy tu 43 tys. mkw. Dużo zainwestowaliśmy. Jesteśmy RIPOK-iem, czyli Regionalną Instalacją Przetwarzania Odpadów Komunalnych. Możemy przywozić odpady, ale także je przyjmować i przetwarzać.

Wróćmy na chwilę do początków. Domyślam się, że trudno było przełamać monopol...
Jasne, że było ciężko. To dotyczy każdej branży, bez znaczenia, czy mówimy o śmieciach czy o medycynie. Musieliśmy się wykazać. Na próbę dawano nam najcięższe zadania. Obsługiwaliśmy spółdzielnie i to te w najtrudniejszych dzielnicach, dbaliśmy też o kilkaset miejskich koszy ulicznych. Małymi kroczkami udowodniliśmy, że nie jesteśmy firmą krzak, jakich w latach 90. powstawało na pęczki. Solidność, terminowość - to stanowiło dla nas fundament, naszą siłę. Wiedzieliśmy, że tylko w ten sposób wyrobimy sobie markę. Miasto się do nas przekonywało. Po koszach, powierzono nam do obsługi sprzątanie ulic w okresie letnim. Później, gdy tworzył się Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, wygraliśmy przetarg na zimowe utrzymanie ciągów ulicznych. Wprowadziliśmy nowe rozwiązania.

Jakie?
Nikt przed nami na przykład nie używał solarek, bez których dziś trudno sobie wyobrazić walkę ze
śniegiem na ulicach. Sypano tylko piasek zmieszany z solą. Po zimie trzeba było długo sprzątać
pobocza, żeby usunąć zalegający piach. Mam też zdjęcie z 1992 roku, kiedy to jako pierwsi
stawialiśmy na ulicach dzwony do segregacji śmieci. Działania recyklingowe były naszym pomysłem na walkę z konkurencją. Kiedy jeszcze nie było konieczności segregowania śmieci, my dawaliśmy za darmo klientom specjalne worki do selektywnej zbiórki. To działało na plus dla obu stron.

Skąd pomysły na takie innowacje?
Mój ojciec mieszkał w Niemczech. Gdy tam bywałem, starałem się podpatrywać rozwiązania wykorzystywane w tamtych rejonach i potem zaszczepiać je na naszym gruncie. Okazało się, że możliwości jest mnóstwo. Takim niemieckim akcentem było też to, że Corimp, jako pierwsza firma zajmująca się wywozem nieczystości i oczyszczaniem ulic, jeździła mercedesami. Kiedyś przedsiębiorstwa usług komunalnych wybierały tylko jelcze i skody. Ja zawsze wolałem używanego mercedesa niż nowiutkiego jelcza. Chodziło o pewność, że sprzęt wyjedzie w rejon i bez przykrych niespodzianek będzie świadczył usługi klientowi. W naszej branży to
niezwykle ważne.

Ile gmin dzisiaj obsługuje Corimp swoimi mercedesami?
Mercedesami i nie tylko obsługujemy trzy gminy - Sicienko, Białe Błota i Nową Wieś Wielką. Poza
tym sprawujemy także pieczę nad dwoma sektorami w Bydgoszczy.

Odgłosy rewolucji śmieciowej powoli cichną. Czy była ona w ogóle potrzebna?
Moim zdaniem nie do końca. Wystarczyło powołać organy, które czuwałyby nad przestrzeganiem
dotychczasowych przepisów i tyle. Rewolucja była ciężkim czasem dla nas, jak i dla klientów. Myślałem, co z tego, że damy przystępną cenę, jak inni mogą dać jeszcze niższą i i tak nie wygramy przetargu. Z drugiej strony jestem odpowiedzialny za swoją załogę, więc dawanie głodowej stawki nie wchodziło w grę. Nieraz słyszałem: „Ty to masz fajny biznes. Zawsze będzie potrzebny ktoś od śmieci”. Odpowiadam, że to prawda, ale nie zawsze muszę to być ja. To biznes, w którym nie da się uniknąć niewiadomych. Przez 20 lat oczyszczenia ulic zimą, która jest nieprzewidywalna, zdążyliśmy zahartować się na stres. Kiedyś działaliśmy dosłownie na wolnym rynku. Dziś regulacje sprawiają, że mamy do czynienia z odgórnym sterowaniem. Kto nie odnalazł się w nowej rzeczywistości, po prostu wypadł z gry. Robiliśmy, co było w naszej mocy, aby się utrzymać. To nie były łatwe decyzje, ale za dużo zainwestowaliśmy, aby odpuścić bez walki. Rozmawiamy w nowej siedzibie, z okna widać nowe warsztaty, halę, kompostownię. Czuję satysfakcję, że z niczego powstało coś, czym można się pochwalić i to będzie służyło kolejnym pokoleniom bydgoszczan. Boli mnie natomiast to, że mimo iż jesteśmy firmą stąd, zatrudniamy ludzi z regionu i odprowadzamy tu podatki, przy przetargach nie ma to znaczenia, preferencje nie istnieją.

Budowana w Bydgoszczy spalarnia to coś, co spędza Panu sen z powiek?
Na razie śpię spokojnie. Jeżeli wszystko będzie funkcjonowało zgodnie z przepisami, to nie muszę
się obawiać. Ustawa nakazuje, aby jak najwięcej odpadów zagospodarować wtórnie, a spalać jedynie
to, czego nie da się przetworzyć.

Żeby było co przetwarzać, ludzie muszą segregować. Czy nauczyliśmy się już to robić?
Jeśli ktoś chce, to wychodzi mu to bez problemu. Duży nacisk położyliśmy na edukację. Najlepiej
podzielić śmieci na odpady zmieszane, opakowaniowe i szkło - szyby czy porcelana odpadają,
bo nie nadają się do recyklingu. Należy opróżniać opakowania, ale bez przesady - nie trzeba myć
kartonów po mleku. Z roku na rok musimy odzyskiwać coraz więcej, takie są wymogi unijne. Dziś
z ogólnej masy odpadów udaje się nam odzyskać blisko 25 procent surowców wtórnych, odpadów
biodegradowalnych odzyskujemy już ponad połowę.

Gdzie szuka Pan oszczędności?
W przemyślanych inwestycjach. Zgodnie z ustawą, każdy rodzaj odpadu należy odbierać oddzielnie,
czyli nie można do jednej śmieciarki wrzucić, np. szkła i papieru. Aby po każdy odpad nie wysyłać
oddzielnego wozu, kupiliśmy nowoczesną śmieciarkę z podziałem na dwie komory. Jedna jest na odpady zmieszane, a druga na selektywne. Można puścić takie auto na jeden rejon i zbierać
dwie frakcje. Oszczędności na paliwie są spore.

Każda branża musi czymś kusić klientów. Znajomy ostatnio chwalił się tym, że toruńskie MPO ma podziemne śmietniki na kartę elektroniczną.
Technologicznych nowinek w branży jest mnóstwo. Corimp jest jednym z założycieli Polskiej Izby
Gospodarki Odpadami i od lat 90. członkiem Stowarzyszenia Forum Dyrektorów Zakładów Oczyszczania Miast. W ramach stowarzyszenia jeździmy po świecie, aby czerpać z doświadczeń innych, zdobywać know-how. Wzorem jest Skandynawia, w czołówce branży plasują się też Austria i Niemcy. Tak samo jak 20 lat temu, wciąż podpatruję to, co dobre. Teraz jednak wszystkim nam
potrzebna jest stabilizacja. Gdy tylko opadnie pył po rewolucji, to będziemy inwestować w nowinki,
które niestety tanie nie są. Specjalistyczny sprzęt jest bardzo drogi.

Jak dziś wygląda park maszynowy Corimpu?
Poczciwy żuczek to tylko wspomnienie. Dziś mamy blisko 80 pojazdów, śmieciarek, ładowarek,
sprzętów uniwersalnych, zamiatarek, Sprzęt jest na poziomie europejskim. Regularnie coś
unowocześniamy.

Jaki model zarządzania Pan wyznaje?
Od początku wyznaję zasadę, że aby dobrze zarządzać muszę, być zaznajomiony z każdym sprzętem
i powinienem umieć go obsłużyć. Lubię mieć tę wiedzę, ciągnie mnie do tego ciekawość. Jakby była potrzeba, to dam sobie radę na śmieciarce (śmiech). Ułatwia mi to współpracę z pracownikami.
Jestem w stanie zrozumieć ich problemy, ale też wyczuję, gdy jakiś zgłaszany problem jest
rozdmuchany.

Po ilości pucharów, stojących na półkach w siedzibie Corimpu, wnioskuję, że stresy rozładowuje
Pan na boisku...

Dokładnie. Emocje najlepiej rozładować właśnie tam. Kiedyś grałem w klubie jako junior i miłość
do piłki została. Kilkanaście lat temu spotkaliśmy się z kolegą i wpadliśmy na pomysł, aby zacząć
bawić się w szóstki piłkarskie. Założyłem drużynę, w której grają także moi pracownicy. W maju przeciążyłem ścięgna Achillesa, więc musiałem trochę odpuścić. Mam jednak mocne postanowienie
noworoczne, aby wrócić do formy.

*Jacek Fifielski

prezes zarządu Przedsiębiorstwa Usług
Komunalnych Corimp sp. z o.o. Członek
Zarządu Głównego PZMot oraz Członek
Rady Nadzorczej ŻKS Polonia Bydgoszcz.
Zagorzały fan piłki nożnej i motocykli.
Pasjonat fotografii.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera