Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sędzia piłkarski: - Kiedyś chciałem ścigać się na żużlu

Marcin Karpiński
Adam Lyczmański (w środku) zaprosił do Technikum Mechanicznego nr 2 na spotkanie z uczniami Emila Sajfutdinowa (z lewej)
Adam Lyczmański (w środku) zaprosił do Technikum Mechanicznego nr 2 na spotkanie z uczniami Emila Sajfutdinowa (z lewej) Tomasz Czachorowski
Speedway jest wielką pasją sędziego piłkarskiego Adama Lyczmańskiego (obecnie „gwiżdże” na poziomie I ligi). Przy okazji, jako wuefista w Technikum Mechanicznym nr 2, pomaga młodym zawodnikom Polonii. Wciąż mocno wierzy w to, że drużyna ze Sportowej zostanie jeszcze kiedyś mistrzem Polski.

Skąd u pana wzięła się miłość do żużla?

Złapałem bakcyla w wieku siedmiu lat. Dzięki tacie, który zabierał mnie na stadion. Starałem się nie opuszczać żadnego spotkania.

Co z tamtego okresu pozostało panu w pamięci?

Pierwsze zawody z udziałem braci Gollobów. W czasie meczu było kilkanaście wypadków, cztery z udziałem Tomka i trzy Jacka. Walczyli na całej długości i szerokości toru. Ta dyscyplina jest pasjonująca, można się w niej zakochać.

Poczuł pan dreszczyk emocji?

Zdecydowanie. Zresztą każdy fan żużla powie to samo - chodzę, bo lubię ten hałas i ten zapach. Poza tym... chciałem zostać żużlowcem! W 1992 roku zapisałem się z kolegą do szkółki, lecz tata nie wyraził zgody na uprawianie tej dyscypliny sportu. Mówię tylko o ojcu, bo mamy nie mam od dziewiątego roku życia. Ścigaliśmy się w tej sytuacji z kolegami na rowerach. Nie było odpuszczania, raz złamałem obojczyk i leżałem w gipsie.

Futbol szedł w parze z żużlem?

Do klubu piłkarskiego zapisałem się wcześniej, ale gdybym przesiadł się na motocykl, to bym się z niego wypisał. Pomimo tego, że miałem już za sobą sześć lat treningów i doszedłem do etapu trampkarza. Speedway mocno siedział w głowie. Do dziś, kiedy wychodzę na boisko posędziować w pierwszej lidze, mówię do mojego asystenta Dariusza Ignatowskiego, że ja mam na plecach dziewiątkę, a on jedenastkę. I startujemy... Jak jedziemy gdzieś na dalekie zawody i śpimy w hotelu, zamiast piłki oglądamy w telewizji żużel. Grand Prix to już w ogóle ma pierwszeństwo.

Zatem speedway górą...

Podam to na jednym przykładzie. Wolałbym dostać w prezencie bilet na derby Polonii z Toruniem niż na mecz Manchester Utd - Liverpool.

Tomasz Gollob był tym pierwszym jeźdźcem, który pana zachwycił?

Pierwszym był Ryszard Dołomisiewicz. To była ikona Polonii. Potem podziwiałem Tomka, ścigał się bardzo widowiskowo. Ostatnio oglądaliśmy z uczniami archiwalne wyścigi z jego udziałem. Grałem też z nim w piłkę w Polonii, kiedy trenowałem w tym klubie (Lyczmański grał też w BKS Bydgoszcz - dop. red.). Występowaliśmy krótko razem w seniorach. Pewnego razu przywiózł z Niemiec dla całej drużyny buty piłkarskie, sprawiając nam wielką niespodziankę. Piłka była dla niego rozrywką w okresie zimowym.

A pan w piłce coś osiągnął?

Z Polonią zajęliśmy drugie miejsce w lidze makroregionalnej juniorów. Mieliśmy mocną ekipę. Nie byłem jednak stworzony do futbolu. Bałem się włożyć głowę lub nogę w ostrych starciach, byłem za bardzo bojaźliwy.

Dlaczego zapisał się pan później na kurs sędziowski?

Kiedy skończyło się wypożyczenie z BKS do Polonii, działacze ze Sportowej chcieli mnie pozyskać na stałe, ale macierzysty klub nie wyraził na to zgody; skończyłem więc z graniem. Dziś jestem mu za to wdzięczny. Gdyby nie zablokował tego transferu, nie wiadomo jakby moja kariera sędziowska się potoczyła. Dzięki temu byłem prawie na wszystkich, poza Stadionem Narodowym, polskich obiektach.

Wracając do żużla, które zawody były dla pana największym przeżyciem?

Może nie tyle zawody, co podróż na mecz do Grudziądza, kiedy... zajechał nam drogę samochód z ludźmi nieprzychylnymi Polonii. Nie chcieli dopuścić, żebyśmy dojechali na mecz. Musieliśmy skłamać, że jedziemy do Gdańska... Przypominam sobie ponadto pojedynek w Toruniu z 1986 roku, gdy poloniści wygrali podwójnie ostatni wyścig i całe spotkanie dwoma punktami. Pamiętam, że tata musiał mnie pilnować, żebym nie okazywał radości, ponieważ siedzieliśmy w sektorze miejscowych fanów. Te wyjazdy pociągiem na mecze do Torunia też się pamięta.

Dziś nie tylko interesuje się pan tym sportem, ale stara się też pomagać adeptom. Na czym ta pomoc polega?

Nie utrzymuję się wyłącznie z sędziowania. Pracuję jako nauczyciel wychowania fizycznego w Technikum Mechanicznym nr 2 przy ulicy Słonecznej w Bydgoszczy. A tam trafiają do mnie uczniowie, którzy zaczynają przygodę z żużlem. Doradzam tym chłopakom. Staram się, żeby byli lepiej zorganizowani. Podziwiam żużlowców. Wystarczy stanąć za bandą, żeby poczuć i zdać sobie sprawę z tego, na czym ten sport polega. Gościłem kiedyś kolegę z Kielc. Poszliśmy na Polonię, potem wszedł do parkingu. Pokazywał, że stanął z nim do wspólnej fotografii jakiś mały zawodnik. Nie mógł uwierzyć, że to Jarosław Hampel. Potem zaraził żużlem syna.

Pierwszym moim wychowankiem był Damian Adamczak, obecnie jeździec łódzkiego Orła. Kolejnym Szymon Grobelski, który skończył szkołę rok temu. Aktualnie mam w klasie Patryka Sitarka i Bartosza Bietrackiego. Staram się im pomagać. Dobrze byłoby, gdyby w żużlu, jak i w życiu, nie błądzili. Kiedyś straciłem matkę i wiem, że trudno sobie ze wszystkim poradzić. Dobrze jest spotkać na swojej drodze ludzi, którzy odpowiednio pokierują naszym losem.

Wróży pan któremuś z nich większą karierę?

Trudno powiedzieć. Może któryś odpali... Są zawodnicy, jak Artur Czaja lub Maksym Drabik, którzy nagle robią świetne wyniki. Chciałbym, żeby nasi wychowankowie też wsiedli w kwietniu na motor i zaczęli przywozić „trójki”.

Polonia od wielu sezonów jest w przysłowiowym w dołku. Nie ma wyników, i nie ma też dużego zainteresowania na trybunach. Czy żużel wśród młodzieży cieszy się dużą popularnością?

W mojej szkole na spotkanie z Emilem Sajfutdinowem przyszło wielu uczniów. Pytają już kto będzie następny. Może uda się zaprosić Tomasza Golloba lub Piotra Protasiewicza. Może z tą Polonią nie będzie tak źle...

Spore nadzieje wiąże się z nowym właścicielem spółki, Władysławem Gollobem...

Kiedyś wychodziło się ze stadionu Polonii dumnym po wygranych meczach. Zawsze była ekstraklasa. Ostatnimi laty tak dobrze już nie było. Trzeba wierzyć, że zmiany wyjdą na dobre. Będę się przyglądał. Mieszkam trzy metrów od stadionu przy ulicy Sportowej. Z panem Władysławem już rozmawiałem. Ma ciekawą wizję. Zobaczymy.

Czy Adam Lyczmański widzi jeszcze siebie na wielkich arenach piłkarskich, czy może skupi się w przyszłości na żużlowej menedżerce?

To co przeżyłem w piłce, nikt mi nie zabierze. Ale będę nadal walczył, by wrócić do ekstraklasy. Ostatnie zawody na tym szczeblu rozgrywek, Śląsk Wrocław - Legia Warszawa, prowadziłem w moje urodziny, 17 maja tego roku. Kiedy pojawi się kolejna szansa, nie wiem. W piłce menedżerem w tej chwili nie mogę zostać.

Ale w żużlu chciałbym spróbować. W tym roku w Warszawie, przy Polskiej Akademii Sportu, ukończyłem już kurs menedżera sportowego. Byłem jedyną osobą na zajęciach, która była ukierunkowana na tak zwany czarny sport. Ten sam kurs ukończyła Justyna Kowalczyk i żona Kamila Stocha. Na razie nie mam podpisanych z nikim żadnych umów i nie mam z tego zarobku. Korzyści może przyjdą za kilka lat. Jestem na etapie przygotowywania oferty dla sponsorów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!